DZISIAJ JESTpiątek 29 marca 2024
Imieniny:Wiktoryna, Helmuta, Eustachego
DANIA
czw
1°C
dziś
3°C
sob
3°C
Kurs walut z dnia2024-03-29
0.58
3.97
4.35

Być dzieckiem w Danii

02.02.2017 18:30

Dominika Prokop - adwokat z zakresu prawa rodzinnego.  W 2004 roku ukończyła studia prawnicze na Uniwersytecie w Kopenhadze, a tytuł adwokata uzyskała w 2014r. Pracowała także między innymi w takich instytucjach jak: Ministerstwo ds. Przedsiębiorczych, Ministerstwo ds. Zatrudnienia, Inspekcja Pracy oraz Urząd ds. Wypadków przy Pracy i Chorób Zawodowych. Od 2014 roku prowadzi własną kancelarię adwokacką “Polonia Prawo Prokop” z siedzibą w Aarhus.

Często duńska kultura wychowania dzieci określana jest jako unikatowa, a często nawet zaliczane przez naukowców do swego rodzaju fenomenu. Jakie jest twoje zdanie, jako osoby, która była wychowana w dwóch światach: tym polskim w domu i duńskim poza nim?

Zarówno jako dziecko Polaków wychowana w Danii oraz adwokat pracujący z polskimi emigrantami miałam okazję osobiście przekonać się jak bardzo się podejście do wychowania przez polskiego i duńskiego rodzica.

Kiedy w Polsce tradycyjna relacja dziecka z rodzicami polega na niepodważalnym  autorytecie rodzica, tak w Danii więź ta oparta jest w dużej mierze na partnerstwie. Stąd też w Danii rozmawia się z dziećmi w zupełnie inny sposób niż w Polsce. Na przykład uważa się, że z dzieckiem powinno się dyskutować otwarcie na takie tematy jak choroba, śmierć czy seksualność, ponieważ są to elementy, które stanowią część naszego życia.

Trudno jednak jednoznacznie ocenić, który sposób wychowania - polski czy duński - jest lepszy, a który gorszy. Oba kraje różnią się pod względem systemowym, kulturowym, historycznym czy nawet mentalnością ludzi. Dlatego na przykład to, że duńskie wychowanie sprawdza się rewelacyjnie w Danii, nie oznacza, że mogłoby być wdrożone z sukcesem na gruncie polskim.

Jest jeszcze jedna zasadnicza różnica, o której nie wspomniałaś. Mianowicie, że w Danii nie można bić dzieci.

W Danii za bicie dzieci  można nawet pójść do więzienia. Duńska filozofia zakłada, że rodzic ma być ostoją bezpieczeństwa dla dziecka, a co za tym idzie używanie jakiejkolwiek przemocy wobec dziecka nie jest dozwolone. Prawo karne traktuje uderzenie własnego dziecka na równi z uderzeniem kogokolwiek innego. Innymi słowy mówiąc, jeśli spoliczkujesz swoje dziecko, to będziesz skazany tak samo jakbyś uderzył dorosłą osobę. Dla Polaków może, to być szokujące, ale gdy się nad tym zastanowić ma to oczywiście swoje logiczne uzasadnienie. Duńska ustawa o prawach rodzicielskich mówi: „Dziecko ma prawo do opieki i ochrony. Należy je traktować z szacunkiem dla jego osoby i nie może ono zostać poddane karze cielesnej lub jakiemukolwiek innemu poniżającemu traktowaniu.” Ponadto, przecież logiczne jest, że inaczej buduje się szacunek do rodzica oparty na strachu, a inaczej ten na miłości. Zaufanie dziecka do rodzica przecież także zostaje ostro nadwyrężone, jeśli nawet nie zerwane.

Zapewne każdy zgodzi się z tym, że dziecko ma prawo do szczęśliwego dzieciństwa, ale czy nie uważasz, że straszenie rodziców więzieniem za tak zwanego "klapsa" to już przesada?

Duńska perspektywa konieczności użycia przemocy wobec dziecka w procesie wychowania znacząco się różni od tego co znamy z Polski. Jak już wspomniałam wcześniej ma to oczywiście także swoje źródło.

Jakieś 10 lat temu dwie duże sprawy dotyczące systematycznego wykorzystania i znęcania się nad dziećmi wstrząsnęły duńską opinią publiczną. Były to wydarzenia, które między innymi poddały w wątpliwość zaufanie państwa do władzy rodzica.  Od tego właśnie momentu zaczęto dyskutować, co powinno być wprowadzone, aby interwencja państwa była szybsza, a tego rodzaju przypadki już się nie powtórzyły. Stąd też te zaostrzenia dotyczące odpowiedzialności rodziców i społeczeństwa za dobro dziecka. W Danii każdy - nawet osoby obce i niespokrewnione, a w szczególności osoby, którym powierzyło się opiekę nad dzieckiem - jest zobowiązany do poinformowania policji jeśli zauważył, że dziecku dzieje się krzywda. Ponadto, jeśli tego nie zgłosił może w niektórych przypadkach zostać także skazany za współudział.

Chcesz powiedzieć, że duński system interwencji jest niezawodny?

Nic podobnego. Nawet najlepiej przemyślane systemy lub programy mają swoje pozytywne i negatywne strony. Prowadziłam kiedyś sprawę polskich emigrantów oskarżonych o stosowanie przemocy wobec całej trójki swoich dzieci. Dokładniej chodziło o to, że najmłodsze powiedziało w szkole, iż jedno z jego rodzeństwa zostało spoliczkowane przez rodzica. Sprawa się szybko potoczyła. Wszystkie dzieci zabrano dosłownie od razu w obstawie policji i pracowników socjalnych do domu dziecka. Argumentowano to dobrem dzieci. W tym momencie rodzi się pytanie, czy odbieranie rodzicom dzieci z zaskoczenia, a co za tym idzie stres i szok dla dzieci jest najlepszym rozwiązaniem w tej sytuacji? Nie zawsze przecież trzeba wyrwać motylowi skrzydło, aby się mu lepiej przyjrzeć. Cała ta sytuacja odbiła się gorzej na dzieciach, niż sama przyczyna tego zamieszania.

Jak widać z jednej strony mamy przypadki nadgorliwej interwencji ze strony państwa, a z drugiej jakiegoś zaniedbania. Idealny system nie istnieje, kiedy w grę wchodzą stosunki międzyludzkie.

Na samym początku wspomniałaś, że w Danii relacja na linii rodzic - dziecko opiera się na partnerstwie, mimo to duńskie dzieci wyprowadzają się z domu rodzinnego stosunkowo wcześniej, a na pewno o wiele szybciej niż te w Polsce. Uważasz, że to oznaka zdrowych stosunków, czy raczej braku przywiązania?

Motywy mogą być naprawdę różne. Wszystko zależy od atmosfery w domu i nie ma znaczenia, czy jest to polska czy duńska rodzina. Mam jednak wrażenie, że jeśli chodzi o Polskę, to często duże znaczenie ma tam ekonomia i tradycja. Dzieci zostają dłużej w domu rodzinnym, bo nie mogą znaleźć dobrej pracy, a co za tym idzie zwyczajnie nie jest ich stać na własne mieszkanie. W Danii sytuacja oczywiście ma się trochę inaczej. Tutaj dzieci nie czekają na to, aż dostaną dobrą pracę. Chcą się usamodzielnić najwcześniej jak to możliwe, dlatego zazwyczaj imają się niskopłatnych stanowisk żywiąc nadzieję na awans lub lepszą pracę w przyszłości.

Bardzo często rodzice również inwestują w kupno mieszkania, a później wynajmują je swojemu dziecku. Ktoś mógłby się oburzyć pytając: Jak można brać pieniądze od własnego dziecka? Rzeczywiście brzmi to jakoby rodzić chciał się dorobić na dziecku, ale prawda jest inna. Rodzic kupując mieszkanie na siebie zapewnia dziecku dach nad głową “na swoim” oraz lepszy start. Przy obecnej sytuacji na wolnym rynku prawdopodobnie żaden nastolatek nie miałby żadnych szans na własne mieszkanie lub płaciłoby dużo więcej za najem, niż w przypadku podnajmowania lokalu od własnych rodziców. Ponadto, jest to swego rodzaju sposób na uczenie dzieci odpowiedzialności i stopniowe wprowadzanie w dorosłe życie.

autor:BoZka

Projekt graficzny współfinansowany w ramach funduszy polonijnych
Ministerstwa Spraw Zagranicznych Rzeczypospolitej Polskiej